they

Trzecia w nocy, a ona wciąż zastanawia się czy może wtulić się w jego ciepłe ciało. Trzecia w nocy, a on biernie czeka, aż to zrobi. Trzecia w nocy - a oboje nie zdają sobie sprawy, z tego jak idiotyczne jest udawanie przed sobą snu. Wieczna rywalizacja! A przegranym okaże się ta osoba, która da po sobie poznać, że prócz namiętnego pożądania potrzebuje tej krzty ludzkiej czułości - dowodu na to, że jeszcze nie wszystko uległo zezwierzęceniu. Obydwoje doskonale wyczuwali swoje nierówne oddechy zdradzające stan czuwania. W końcu! Ruszył się, niby przez sen, z udawanym niedbalstwem zarzucił rękę w okolice jej dobrze zarysowanej talii. Wiedział, że uwielbia ten rodzaj bliskości. Teraz ona! Jej kolej. Tak jakby odganiała zmory senne, odepchnęła się nogami od materaca wtulając plecy w jego pierś. Udało się, nikt nie przegrał, nikt nie wygrał. Mistrzowski remis, obie strony zadowolone. Chociaż właściwie nie wiadomo, czy o zadowoleniu wolno mówić w sytuacji takiego nieszczęścia. Nie dobrze, gdy spotykają się dwa podobne charaktery - on wbrew pozorom, pełen męskości; ona ociekająca kobiecością. Prawdopodobne uwolnienie pokładów tęsknot i czułości w nich tkwiących byłoby jak przelewanie wody do kwasu; a chyba wszyscy wiemy (bądź powinniśmy wiedzieć), że to niemały i bolesny w skutkach błąd.
Jednak, z drugiej strony, cały ten melodramatyzm w jakiś sposób ich podniecał, ten rzekomy brak oczywistości relacji między nimi. Wspólne, naprzemienne zadawanie sobie ciosów. Poprzestawanie na doraźnych kontaktach fizycznych (zazwyczaj w akompaniamencie alkoholowego załamania rzeczywistości). Wszystko w imię gry i siły, której żadne z nich za nic nie było w stanie poświęcić.
Ona leżała, on prawdopodobnie mogąc w końcu kogoś czuć pod ręką był w stanie usnąć, co zapewne zrobił sądząc po cichych pomrukach (bo dla niej były to tylko właśnie pomruki). Powoli, klatka po klatce, oddech po oddechu, pocałunek po pocałunku, pchnięcie po pchnięciu, liżąc każdą sekundę przeprowadzała staranną retrospekcję niedawnego, minionego uniesienia. Silna za dnia, uwielbiała poczuć się słaba nocą. To chyba jedyna z tęsknot, którą mogła przy nim należycie zaspokoić. Umiał znakomicie wcielić się w postać troglodyty i z pogardą wykorzystać jej ciało, zależnie od jego upodobania.
Byliby zapewne skazani na porażkę, gdyby nie immunitet młodości, pozwalający uczyć się na błędach. Mają przecież tyle czasu na dalsze poznawanie tajników kochania. Nauczą się czułości, mówienia "Kocham Cię.". Przekonają się jeszcze, że szczęściem może być szczęście drugiej osoby. Dowiedzą, że nie wszystko kręci się wokół cielesności i wielu niedojrzałych pojęć, tak wciąż dla nich istotnych. Jeszcze chwila - kilka lekcji, może semestr, a cała zabawa im się znudzi. Przestaną powoli się spalać, postanowią zbudować Coś. Można stwierdzić, że fundamenty zostały już wylane, a przecież nie warto sprawiać, aby tyle wspólnych przeżyć poszło na marne. Tym bardziej w chwili, gdy są tak bliscy samotności.

2 komentarze:

lea. pisze...

widzę, czuję i słyszę Twoje słowa.

Kat pisze...

podoba mi się początek MEGA MEGA MEGA