srebrny półśrodek

Doskonale pamiętam te niekończące się wieczory, gdy siedząc od zachodu do wschodu słońca objadaliśmy się serowymi przysmakami, wypijaliśmy rzeki wina i donośnie się śmiejąc, wypuszczaliśmy z płuc smugi dymu.
Kpiliśmy ze świata i ludzi w nim żyjących, tak jakby on nas zupełnie nie dotyczył, tak jakbyśmy wcale nie byli jego częścią. To zaczynało się z reguły skromnie, od kilku słów krytyki na temat wspólnie niepodziwianych osób (nie było takich, których byśmy nie lubili - nie traciliśmy czasu na negatywne odczucia). Wraz z niknięciem słońca, zagłębiając się w tworzenie portretów psychologicznych otaczających nas ludzi, wypływaliśmy na tematy bezkresne. Byliśmy jak Kolumb i Vasco da Gama - szukaliśmy naszych Indii - celu w życiu. Sterczeliśmy nad mapami próbując rozgryźć sposób zazębiania się trybików rzeczywistości.
Czuliśmy się wolni i wszechmocni stojąc na uboczu wszystkiego i wszystkich. Po każdym z tych wieczorów szliśmy spać pewni, że jesteśmy gotowi więcej się nie obudzić. Ta ucieczka wbrew pozorom nie nosiła znamion desperacji. My byliśmy tymi najszczęśliwszymi! Każdy dzień prowadził donikąd, gdyż podróży mieliśmy dość. Byliśmy starcami zamkniętymi w młodych ciałach. Kiedy inni, z pozoru podobni nam, biegali po świecie z przekonaniem, że go zdobędą, my dojrzale pogodziliśmy się z faktem, iż ten świat jest już zdobyty i roznegliżowany jak nigdy wcześniej. Oni nie wiedzieli, że są jak sępy i kęs po kęsie oddzierają płaty jego skóry. Powtarzaliśmy, że jesteśmy jak bandaże na te bolesne rany, a jedyną rzecz będącą powodem chwilowych chandr, stanowiła świadomość, iż nigdy nie uratujemy tej niewinnej czasoprzestrzeni. Ran przybywało.
To była nasza idylla. Było wspaniale. Było póki była...
Kolejna rana.

be true, be the love... marznę.

Czy jedynym właściwym i prostym sposobem na życie jest bycie głupcem?
Chciałbym wierzyć, że nie marnuję czasu na zadawanie pustych pytań. Jednak, gdy tak stoję przy oknie i zastanawiam się w jaki sposób opisać kłębek myśli, czuję na sobie wyczekujące spojrzenie księżyca, widzę smugi chmur błyszczące w jego świetle i tą małą samotną gwiazdę. Niżej cztery komunistyczne wieżowce, bliżej prostokątny blok (w nim okno kuchenne przyjaciółki), a zaraz za parapetem kilka rozłożystych koron drzew (dobrze, że mogę spoglądać na nie z góry). Na framudze zeszyt, a nad nim ja, gryzę długopis dobierając słowa.
We mnie same pytania i świadomość, że dziś; ani nigdy nie uzyskam na nie odpowiedzi. Pytania ważne, zupełnie jak na nasze czasy nie modne, zbyt wybujałe, pytania bez przyszłości i celu; nieambitne.
Może świat dzieje się tylko w naszych świadomościach (czymkolwiek by one nie były)? Chciałbym wiedzieć co jest prawdą, poznać źródło wszystkiego, genezę każdego pojęcia werbalnego. Ale gdy tylko jedna taka zgubna myśl wkradnie się w umysł, zakwestionować można wszystko (czyli nic). Myśl, że wszystko i nic jest złudzeniem. Myśl, że wszystko jest niczym, a nic wszystkim.
Świat jest jak ubrania z H&M - wyglądają, zachwycają ale wystarczy je kupić, uprać kilka razy, a okazują się nie być tak doskonałe.
Ja świata nie kupię nigdy, choćby nawet ostał się na wyprzedaży jesiennej kolekcji cudownych brązów i szarości.
Zmarzłem... znowu.

Kiedy mózg obryzga ściany?

Na pozór jest dobrze. Czysto, miło i przyjemnie. Po pokoju rozpływa się zapach opium, na monitorze wciąż nowe obrazy, a w głośnikach ulubione dźwięki. Mój mały świat, mój azyl, w którym jednak doskwiera mi fakt, iż sam piję pyszną, słodką herbatę. Facebook pomaga trzymać znajomych na dystans, pogadasz z nimi bez zobowiązań wizualnych, każdy strój, czy jego brak jest dozwolony. Z jednej strony chcę być sam ze sobą, z drugiej mam ochotę na kogoś. Zamknąłem się w czterech ścianach fizycznie i psychicznie, aby dziecinnie "strzelić focha" na świat, który nie daje mi tego, czego teraz najbardziej chcę.
Ściany się jednak zbliżają, doskonale wyczuwam ich obecność krępującą moje manewry. Kiedy dosięgną ciała? Kiedy mózg obryzga ściany?

la festa

Wszem i wobec ogłaszam koniec Wielkiej Melancholii. Kolejny zjazd w dół (po sinusoidzie moich myśli) zaliczony. Znów będę pisał o tym jaki świat jest nieznośnie prosty i wspaniały, o tym że nie potraficie tego dostrzec i takie tam. Jednym słowem (no może kilkoma więcej) powrócił Wasz ukochany zarozumialec. Pan Nabrzmiały od Samouwielbienia gotuje się do boju, podwija rękawy i rzuca się w wir wydarzeń, okoliczności i ludzi.
Do zobaczenia.
Śpijcie dobrze (podobno najzdrowiej na brzuchu, chyba że posiadacie te dziwne poduszki korekcyjne - to na plecach też pozwalam).

hyperballad

Sram już tą cudownością wszystkiego. Mój umysł tak elastyczny jest w stanie zrozumieć wiele prócz samego siebie, nie potrafi odnaleźć celu działań. Serce o takich gabarytach, że pomieści w sobie każdą, każdego i każde, ale samo nigdzie nie znajdzie przez to schronienia, jest zbyt napęczniałe, aby gdziekolwiek się zmieścić.
Sensów tyle, że aż za dużo. Przygniata mnie ilość decyzji, które jest mi dane podejmować w ciągu jednego dnia - odrywają mnie od rzeczywistości wszelkie teoretyczne wizje ciągów przyczynowo-skutkowych mojego żywota. Wyniszcza mnie pojęcie czasu, generalnie wszystek pojęć. Kulturowo narzucona ciasnota jaźni - ot co! I nic poza tym!
Tracę ochotę na hedonizmy świata. Będę żył póki nie uleci ze mnie cały dym, póki nie wypali się wnętrze do cna.

...a liście zaczynają myśleć przyziemnie.

so sad evening

Momentami mam ochotę bezapelacyjnie się pożegnać.

light

Jest światełko! Tylko czy ja na pewno chcę zmierzać w jego kierunku? Tak miło spędzam chwile z dala od świata (oczywiście dzieli mnie od niego jedynie bariera mentalna). Oderwałem się nie tylko od Ciała, ale i od własnych Myśli, które teraz traktuję jak małe, kapryśnie dzieci. Światełko to, jest jedyną z tych odpowiednich Myśli, to byłby taki powrót do siebie, ale w dobrym, zdrowym stylu. Ale ja nie chcę kurcze wracać! Osiągnąłem kolejny poziom w dystansowaniu się i nie mam zamiary zaprzepaścić szansy na nieprzejmowanie się kolejną zmorą (którą stały się niestety, powodujące stany depresyjne, Myśli).

Wszystko się ułoży, wszystko - czyli nic, bo właściwie nic układać się nie musi. Ja się ułożę tak, aby wszystko (czyli nic) mnie nie bolało. (A jednak podwójne zaprzeczenie przydaje się w języku.)

Jak Wy nie znosicie ludzi bez problemów!

mad

Tracę kontakt z rzeczywistością. Jednak nie wyleczyłem się właściwie, nie wiedziałem, że ta choroba będzie przewlekła. Jestem zmęczony ciągłymi jej nawrotami. Chcę zamknąć się. Uciec w odosobnione miejsce, zupełnie sam. Nie wiem, co jest prawdą, co kłamstwem. Nie wiem, co faktem, a co domysłem. Pogubiłem się w sobie. Mam ochotę zamknąć oczy na okres dłuższy niż sześć godzin snu. Zamknąć oczy i poukładać te rozsypane klocki. Nie wiem czego chcieć, czego nie chcieć. Aaaaa!

Nigdy nie lubiłem sprzątać po innych.

suprised

Jestem zaskoczony! Pytam się "Co się dzieję z moją ukochaną czwórką?". Chyba nawet starsze klasy przyznają, że takiej dziczyzny jeszcze nie było, takiego chamstwa i rozgrymaszenia.
Szczerze to bardzo bym chciał napisać coś więcej niż kilka zdań o powrocie do LO IV. Niestety, Waafel czuje, że to jest moment, w którym powinien zacząć się uczyć. Matura! Jeśli chcę być dorosły to dorośle należy też funkcjonować. Nie spodziewajcie się więc późnonocnych, głębokich przemyśleń, bo zapewne zamiast tego będę przepisywał notatki z polskiego bądź z biologii (w końcu zacząłem serio myśleć o psychologii).

Odpoczniecie sobie miśki.
Niech spełnią się Wasze zamierzenia na rok szkolny 2010/2011.
Skupmy się na pracy.