komentując

"Tango" Mrożka w wykonaniu Teatru Współczesnego co najmniej mnie rozczarowało. Przeczytałem wcześniej sztukę w oryginale i zupełnie nią zachwycony (także rozbudowanymi didaskaliami autora) udałem się pełen nadziei na Wały Chrobrego. Pełen nadziei, gdyż ostatnia przygoda z TW nie była zbyt przyjemna - niefortunny przerost formy i tej właśnie "współczesności" w "Odprawie posłów greckich" J. Kochanowskiego. Gdy tylko znalazłem miejsce i przyjrzałem się scenografii natychmiast uraził mnie brak (tak barwnie i skrupulatnie opisanego przez Mrożka) chaosu. Pomyślałem: No ładnie, czyli będzie "współcześnie". I było nie inaczej. Aktorzy w dresach, rola męska odgrywana przez kobietę, osoby starej, przez osobę tylko dojrzałą. Dodajmy do tego dziwny, znany nam z sitcomów, motyw wymuszanego śmiechu, żenującego aktora w roli głównej, a następnie zwieńczmy dzieło wisienką, tak czerwoną, jak skąpa bielizna podstarzałego pana, którego blade, męskie piersi podskakiwały razem z nadmuchiwaną lalką.
Tak oto z trudem przełkniemy zbyt słodki deser I i II aktu.
Akt III zdecydowanie lepszy. Sławomir Mrożek pisząc w 1964 r. "Tango" chyba domyślał się jak leniwe i oszczędne mogą okazać się przyszłe instytucje kulturalne i pozwolił, aby chociaż koniec utworu uratował minimalizm scenografii. Ku mojemu zaskoczeniu aktorzy nareszcie zostali właściwie ubrani (i pozostali odziani do końca spektaklu... uf). Więcej rozwodzić się nie będę, tak więc pozwolimy temu akapitowi nie dorównać długością pierwszemu.
Jedna, jedyna, jakże cudowna rzecz częściowo przykuła moją uwagę i w jakimś tam stopniu połechtała zmysł estetyczny. Był to finalny obrazek, gdy Edek (grany przez kobietę) stoi na środku sceny, a za nim, w akompaniamencie tanga, powoli niknie nasze miejsce akcji (dzięki zmyślnym kółeczkom i szynom). Niestety był to jedyny moment, w którym na mojej twarzy pojawił się szczery uśmiech (a nie szczere zażenowanie).

Pomimo tych moich narzekań staram się być obiektywny (z naciskiem na "staram się"). Chciałbym widzieć coś innowacyjnego, coś z przesłaniem w tych zabiegach uproszczenia i ułatwienia. Tylko nie jestem pewien, czy idzie to w dobrą stronę, gdyż uproszczony powinien być raczej odbiór informacji, a nie jej przekaz. Przyznaję, że aktor, który potrafi zbudować rolę bazując tylko na własnym ciele jest godny podziwu, jednak teatr to nie tylko aktor i jego kwestie - tak jak życie to nie tylko ludzie i ich słowa. To co nas otacza w silny sposób na nas wpływa, przez co im uboższe otoczenie aktora, tym mniej wydaje mi się być on autentyczny.
Powinniśmy chyba pogodzić się też z faktem, iż nie wszystko, co naciągnięte do współczesnych ram czasowych jest naciągania warte, gdyż m.in. po to poznajemy historię, aby samodzielnie potrafić przenieść problematykę lat ubiegłych i przekonać się o istnieniu wartości ponadczasowych.

7 komentarzy:

Anonimowy pisze...

teatr jest biedny. w TW nie można spodziewać się bogatej, czy różnorodnej scenografii, czy też wspaniale niekonwencjonalnego przedstawienia.
pewnie dlatego uciekają się do odgrywania czegoś na granicy komercji.
jednocześnie bez scenografii teatr staje czymś tylko dla pewnej grupy ludzi, która nie znudzi się patrzeniem na człowieka stojącego na pustej scenie. wspaniałe byłoby połączenie zaspokojenia pragnienia estetycznego i umysłowego poprzez wspaniałe kwestie wizualne i głęboko ukryty przekaz, no ale. to tylko świat, nie można się spodziewać, że każda obejrzana sztuka będzie rewelacyjna ze względy na sam fakt bycia sztuką.
chociaż przyznaj, że sama problematyka dramatu była całkiem interesująca. o tym w ogóle nie wspomniałeś. no chyba, że to materiał na następny post. albo patrzysz na teatr tylko pod względem technicznym. albo po prostu myślałeś już na temat wcześniej, podczas czytania "Tanga". A właściwie, czemu tytuł "Tango"? nie widzę odwołania w sztuce.

Unknown pisze...

Przekaz "Tanga" jest wspaniały, a tytuł jest zaczerpnięty z ostatniej sceny w której (w oryginale) Edek tańczył tango z Eugeniuszem.

Anonimowy pisze...

no, właśnie. tego tanga mi brakowało.

Anonimowy pisze...

Daj to do Lustra.

Unknown pisze...

już dałem ^^

Anonimowy pisze...

tylko że ktoś z obsady powiedział później, że przedstawienie było robione pod publikę, dla mnie żarty były raczej żenujące

gall A. pisze...

Wafel, w końcu zasiadłam do Twoich recenzji,gdyż wcześniej nie mogłam się do tego zebrać. i jak zwykle-nie zawiodłeś mnie.
także do gazety to wysyłaj, już!