red moon



Dym niezośnie przedzierał się z dworu do mieszkania. Wolną ręką przeganiałem go, tak jakby miało to pomóc w niezasmrodzeniu tych kilku metrów kwadratowych. Minuta za minutą dowlokła się do dziesiątej po południu, albo wieczorem.
Gdy uświadomiłem sobie znikomą skuteczność trącania szarych smug ręką, olewając ich niesubordynację, zobaczyłem jeden z moich ulubionych cudów.

Czerwony księżyc.

Tradycyjnie wyolbrzymiłem eteryczność tego zjawiska i dopisałem mnóstwo znaczeń pełnych romantyzmu, miłosnego bólu i uniesień. Uświadomiło mi to tylko dosadniej czarność dupy, w której jestem, a raczej byłem wczorajszego dnia. Wszystko przez wwiercające się w mózg poczucie straty czasu, okazji. Potrzebuję odskoczni, inaczej zacznę gryźć i kąsać. Boli mnie szara codzienność i przeraża fakt, iż prawdopodobnie potrwa przez najbliższe kilkanaście dni.

Wierzę, że czerwony księżyc był zapowiedzią zmian.
Co, jak co, ale rzadko patrzę w niebo.


A wszystko to nawet kupy się nie trzyma..




Dalej nie pytajcie, nie interesujcie się. Bądźcie bierni. Ssijcie.
Ignorujcie. Nie patrzcie, nie słyszcie. Mówcie i bijcie.


To ja się zajmę waszymi sercami
Opatulę, przytulę do swojego
Będę się dobrze opiekował Wami
Nawet kosztem zaniedbania własnego.



2 komentarze:

Unknown pisze...

podobno księżyc symbolizuje sferę instynktów, także Twoje przypuszczenia mogą być bardzo trafne. mam nadzieję, że się sprawdzą. ja patrząc w niebo, na księżyc i gwiazdy zawsze myślę o tych niezapomnianych chwilach, które były i marzę o tych, które są jeszcze przede mną. poza tym może byś wyszedł z tej czarnej dupy?

Anonimowy pisze...

zaczynając czytać miałam wrażenie że czytam posta N.
ale już po chwili wróciłeś do swojego stylu co bardzo mnie ucieszyło.

BTW bardzo podobają mi się ostatnie dwa 'akapity'
xoxo