Zagubione dziatki

Kolejna przygoda z nielubianym przeze mnie Teatrem Współczesnym. Jednak niekolejne rozczarowanie, a zachwyt. Z olbrzymim zadowoleniem stwierdzam fakt, iż TW (nareszcie!) się wybronił i to w wielkim stylu. "Rowerzyści" Austriaka Volkera Schmidt'a w reż. znanej Anny Augustynowicz to zbór emocji, myśli, obrazów zamkniętych w dopasowanej całości, w której każda część przylega idealnie.

Jednym ze wspomnianych elementów jest doskonała scenografia - oschła, zimna, ciemna, pełna metalu, designerskiej formy - słowem, tak wyrafinowana, jak bohaterowie. Kim oni są? To my, to nieudane małżeństwo i ich rozgrymaszona córka, to samotna matka, która nie umie budować stałych relacji z mężczyznami, syn który wydaje się mieć więcej rozsądku od niej samej. O czym jest sztuka? Sztuka jest o przemianie, o dewaluacji wartości, o gonitwie, nieszczęściu i tragedii, a to wszystko chociaż samą etymologią przygnębia, zostało mistrzowsko zamknięte w łatwej w odbiorze i przejrzystej formie komedii, która z pewnością rozbawi najbardziej wybrednych widzów.
Są więc dorośli i ich dzieci zamknięci w rzeczywistości kapitalizmu, uwięzieni w dniu dzisiejszym. Nie do końca jednak wiadomo kto jest rodzicem, a kto dzieckiem. Ci duzi borykają się z własną przyziemnością, wręcz tępotą spowodowaną przez zachłyśnięcie się przemianami ustrojowymi - oni na oślep musieli biec w nieznane, z jedyną przesłanką w głowie: pieniądz. Za to ich zapomniane (niektórzy powiedzieliby "zaniedbane") dzieci wzrastające w świecie już zepsutym, obgryzionym i niedbałym doskonale lawirują, bez problemu zaspokajają swoje (narzucone przez kulturę masową) hedonizmy i z obrzydzeniem myślą o refleksji, która przynosi rozczarowanie realiami.

Niejednokrotnie pojawia się pytanie "Co dalej?". Co mają robić ci dobrze opłacani lekarze, dekoratorki wnętrz, projektanci, którzy mogąc wszystko, nie chcą niczego? Dochodząc do pewnego momentu w życiu, kiedy zdają sobie sprawę, że osiągnęli swoje ambicje, zaspokoili najbardziej wyrachowane potrzeby, budzą się jak po letargu, a to co widzą napełnia ich poczuciem straty: czasu, wartości, przeżyć, kończąc na miłości.
Miłości, która w ich przypadku ogranicza się do doraźnych pozamałżeńskich kontaktów fizycznych z osobami z najbliższego, uważanego za bezpieczne, otoczenia (nawet to okazuje się być zgubne). Jednak zdrada to najmniejszy z paprochów zamiatanych pod dywan. Istotniejsze jest odczucie pustki, która skłania do różnego rodzaju perwersji i skrzywień, tak samo w gronie dorosłych, jak i dojrzewających dzieci.

Z przeogromną radością krzyczę głośne "WARTO!". Warto przyjść i dać wytknąć sobie sporo błędów w sposobie pojmowania życia. Warto zapytać, czy chcę osiągnąć to, co bohaterowie? Czy na pewno chcę sztucznie błyszczeć, jak chromowane wykończenia klamek, uchwytów i kurków w ich wielkich, aczkolwiek pustych apartamentach? Czy przypadkiem to, co najważniejsze nie jest do nabycia na półce w hipermarkecie? Na chwilę obecną wiem jedno - należy odwiedzić Teatr Współczesny, chociaż wciąż nie wierzę, że to piszę.

3 komentarze:

agata pisze...

faktycznie peszek, nawet nie zwróciłam uwagi na podobieństwo

Kat pisze...

dobrze że poprawiłeś błędy (:

Unknown pisze...

serio?... -_-