A szukajcie sobie tego w czym taplacie się od urodzenia!

Mówię o miłości. Każdy jej pożąda, twierdzi, że nie ma prawdziwego szczęścia bez równie szczerego uczucia, burzy hormonów, zmysłów, bez tego sławnego Kogoś. Świat jednak jest przecież dla nas okrutny i dla własnych sadystycznych upodobań każe nam krzątać się samotnie po nim - pełnym zła, zawiści. A my jak słabe ćmy, rozpaczliwie machając kruchymi skrzydełkami, lecimy do tych nieenergooszczędnych gorących żarówek, płacząc potem nad oparzeniami. Ta..., że tak powiem... sranie kurwa w banię. Boję się tego, co zaraz napiszę i jak wytłumaczę własny pogląd w tej kwestii, bo nawet dla mnie brzmi on momentami zbyt kościelnie. Trudno.

Spójrzcie moi drodzy... otwórzcie szeroko oczy, wyobraźcie sobie, że ledwo wyszliście z łona matki, z tą jednak  zaletą, że jesteście świadomi i potraficie nazwać rzeczy, przedmioty po imieniu. Co widzicie? Świat. Po raz pierwszy widzicie świat. Jaki jest ten świat? Inny, nowy, ciekawy? Piękny, cudowny, idealny w swych prawach? A może wstrętny i paskudny, niesprawiedliwy? Ale przecież nie znacie innego świata, ten tu jest tym najlepszym jaki widzieliście. Zaznaczam, że mam tu na myśli ogół miejsc na kuli ziemskiej i wszelkie rzeczy ożywione, czy też nie w niej zawarte. Nie ma mowy, abyście wczuwając się w tą sytuację nie zachwycili się. Wy musicie poczuć cud - piękno - idealny zamysł - prawdę, a gdy te cztery określenia spotykają się w opisie jednego choćby atomu świata, to jest on miłością - jest dowodem na jej obecność.

Tak oto zaryzykowałem zgubne dziś stwierdzenie, iż miłość jest obecna we wszystkim co nas otacza i wytknąłem nam, iż sami jesteśmy zwyczajnie nieudolni (po prostu - jak ludzie) nie potrafiąc jej czuć tu i teraz i w każdej sekundzie. Nikt jednak nie mówi, że jest łatwa... miłość jest, jaka jest i chyba nawet uciemiężanie jej jakimikolwiek epitetami pozbawią ją perfekcyjności (którą zresztą sama w sobie jest). Po co właściwie w ogóle pytać: "Czym jest miłość?"? Cieszmy się, że jest, korzystajmy z niej, dajmy się jej wykorzystywać - bądźmy jej przekaźnikami, a nie blokerami. Ciśnie się na usta: "No dobrze, ale co z nienawiścią?". Nienawiść jest tak samo jak może jej nie być i chyba w tym kryje się sekret hollywoodzkich finałów filmów (happy endów) - miłość jest wszędzie, a nienawiść pojawia się punktowo na mapie czasoprzestrzeni. Poza tym... to my rodzimy nienawiść - to nasze umysły muszą szukać antonimu dla wszystkiego, co nas otacza.

Całe szczęście w tym, że to też my wybieramy co myślimy, jak myślimy i jakie czyny są zwieńczeniem tego procesu. Jeśli w dalszym ciągu brak Ci miłości, zrestartuj jaźń i zacznij patrzeć na nowo. Próbuj dopóki nie spojrzysz właściwie, póki szczęście i miłość nie będą czymś zupełnie oczywistym, w pełni realnym.

4 komentarze:

Bubens pisze...

Z tą miłością, to chyba trochę nie tak.
Pamiętaj, że każdy ma trochę inny punkt widzenia, nawet gdy otworzy szeroko oczy.

Kat pisze...

piszesz coraz bardziej jak Ci wszyscy mądrzy ludzie z gazet

lea pisze...

łatwo powiedzieć- "korzystajmy z niej, dajmy się jej wykorzystać[...]", ale nie każdy ma na tyle odwagi, by dać się ponieść temu uczuciu. aczkolwiek ja się z tym zgadzam, przynajmniej w teorii-na praktykę przyjdzie czas.
tylko jedna uwaga- "tę sytuację" :*

agata pisze...

po części sie zgadzam, ludzie wymyślają sobie problemy i zamykają się na emocje, ale tak naprawdę nie każdy ma tyle szczęścia, żeby taplać sie w miłości od urodzenia, niestety