yeah... but what's goin' on?!

Wielka pisanina, wiele zawiłości i osobistych, niemożliwych do odszyfrowania metafor. A gdybym miał zapytać siebie samego: "No... ale co się dzieje?!", to z trudem wykrztusiłbym kilka zdań prostych, złożonych jedynie z orzeczenia i domyślnego podmiotu - ja (gdyż ostatnio nawet moja egzystencja nie jest niczym oczywistym, a jedynie czymś pozostającym w sferze owego domysłu).

(Ja) wstaję.
(Ja) idę, bądź nie.
(Ja) mówię.
(Ja) robię/siedzę/leżę.

Czasem też...
(Ja) jem/piję/palę.

A wszystko to zmiażdżone ciężkim...
(JA) MYŚLĘ.

Jedyną zmianą jest to, że ostatnimi czasy...
(Ja) kocham kogoś.
... i to uratowało się przed myśleniem, ochoczo podrygując gdzieś w bliskiej mi przestrzeni.


Jednak, to nie burzy mojego spokoju, który mam ochotę zmyć z twarzy. Okazuje się, że gdzieś między jednym, a drugim refleksyjnym tripem, zafundowałem sobie makijaż permanentny w postaci zupełnego zblazowania.

Teraz pozostaje mi tylko pytać:

"Czy nie umrę kiedyś z nudów przez przewidywalność mojego życia?".

i

"Czy da się oduczyć przewidywania?"

1 komentarz:

Bubens pisze...

Zawsze można przewidzieć coś do jakiegoś stopnia, przestań zwracać uwagę na pierdoły a powinno być mniej ,,przewidywalnie".