Wartość materii

Miliony poprzeplatanych ze sobą samo- i spółgłosek. Setki tysięcy wyrazów, dziesiątki tysięcy trafnych zdań, a między nimi tysiące idiotycznych frazesów. Setki wersów, dziesiątki stron. Jedna świadomość, jeden mózg połączony z jednym ciałem żyjącym w rytmie jednego serca. Wszystko to wciąż skąpane w powoli parującej kropli goryczy.
Ja też patrzę, ale prócz tego krzyczę.
Artykułuję głoski, wyrazy, zdania, frazesy. Deklamuję wersy i strony - cały naród mojego bytu.
Lubię pisać, nie lubię bytować w chwilach, gdy powinienem być. Jestem gdy piszę - gdy ożywiam dłoń tym, co we mnie jest, a nie bywa. Jestem daleko w głębi - pomiędzy tym, co ma we mnie najwięcej życia. Skoro ciało obumiera, to żaden jego ruch nie urodzi czynu - nowego bytu. Wraz z ostatnim zdaniem, słowem, sylabą, literą - umrę, robiąc z kropki miejsce mojego spoczynku, bądź pochód pogrzebowy z trzykropka. Zastygnę w oczekiwaniu na zmartwychwstanie - na kontynuację, kolejny autokomentarz - określenie wszelkich wartości ostatnio napotkanej i wprowadzonej w ruch materii.
Tak jak ciało potrzebuje powietrza, wody, jedzenia, tak mój umysł niknie bez werbalizacji. Brak ten to ta kropla goryczy sprawiająca, że jedyne żyjące zawsze i bez wyjątku Coś we mnie, po raz pierwszy usypia, ucieka i jak ciało wraz z wiekiem, marnieje.
Pół-człowiek, pół-dusza. Trochę tego i tamtego. Wypośrodkowanie - złoty środek, okazuje się być środkiem kupy gnoju. Rzucam się, próbuję wydostać, ale gdy tylko mi się uda, znów ktoś mnie wpycha z powrotem mówiąc, że zwyczajnie capię.
Sam ze sobą, rozżalony i kpiący; rozmarzony i bez nadziei.

2 komentarze:

Kat pisze...

jakikolwiek komentarz jest chyba zbędny, nieprawdaż?

Unknown pisze...

"Jestem gdy piszę" ja niestety pisać nie umiem, ale z kolei rozumiem co czujesz bo rysowanie dostarcza mi podobnych odczuć.